/Kwatera reduktorów/
Zbihr podszedł do samochodu od strony pasażera, nadal niosąc Bellę w rękach i wybił szybę. Po lesie rozniosło się przeraźliwe wycie alarmu. Z. całkowicie je olał, zajmując się bezpieczeństwem i wygodą Belli. Posadził samicę na tylnym siedzeniu, nałożył na nią swoją kurtkę i zapiął jej pasy. Sprawdził czy nadal wygodnie siedzi, po czym zamknął drzwi. Wtedy również umilkł alarm. Któryś z braci wyłączył, podczas gdy Z. zajmował się Bellą. Samiec skinął głową jednocześnie jako podziękowanie i pożegnanie.
- Dasz sobie ? - upewnił się Furiath, gdy Zbihr zrobił spięcie w stacyjce. Wcisnął gaz, ale przed odjazdem spojrzał jeszcze na brata.
- Dzięki za wszystko - dopiero gdy emocje częściowo opadły, był w stanie docenić ich pomoc.
Odjeżdżając, zerknął w lusterko. Zostawiał wampiry za sobą a oni od razu zabrali się za zacieranie dowodów. Tylko Furiath wpatrywał się w samochód, dopóki nie stracił go z oczu.
Drogę do rezydencji bractwa pokonał jakby go ktoś gonił. Strzałka na liczniku pokazywała najwyższą wartość, pomimo to Zbihr jechał ostrożnie. Wypadek samochodowy i zrobienie krzywdy samicy po tym jak ją znalazł byłaby głupotą. Złapanie przez policję również, ale tym problemem w ogóle się nie martwił. Nikt go teraz nie zatrzyma, dopóki nie dowiezie Belli bezpiecznie do domu. Swojego domu. Nie wróci do siebie do czasu aż nic jej nie będzie grozić.
Jezu, co oni ci zrobili?, pomyślał zerkając na bezwładną samicę siedzącą na tylnym siedzeniu. 6 tygodni spędzonych u reduktorów musiało być dla niej wielkim cierpieniem. Sam wiedział jak bolesna może być niewola. Ale ona na to nie zasłużyła. Była... czysta. Nie zrobiła niczego przez co musiałaby przechodzić przez takie męczarnie.
- To moja wina - przyznał się na głos - Wróciłaś do domu, bo... ja cię wyrzuciłem. Gdybyś nie poszła za mną... nie, to nie twoja wina. Mogłem cię wyprosić trochę delikatniej, wtedy zostałabyś dłużej na przyjęciu.
Następne minuty jazdy minęły w ciszy. Przez bramę również przejechał w ciszy.
/Sypialnia Zbihra/